Zapraszam !
Lekcja piąta – Pas de chat*
Danbi krzątała się po kuchni z uśmiechem na ustach robiąc herbatę i kanapki. Nigdy nie lubiłam jej kanapek, a teraz wyglądały jeszcze gorzej. Podczas gdy ona z Kaiem prowadziła żywą konwersację ja nie potrafiłam się skupić na niczym innym jak na szukaniu ucieczki z kuchni, która nagle zaczęła mnie przytłaczać. Wypiłam jeszcze gorącą herbatę, odłożyłam kubek do zlewu i wyszłam z pomieszczenia rzucając jedynie, że muszę spakować rzeczy.
Mój pokój... już nie był mój. Ściany puste, łóżko odsunięte na środek, ubrania byle jak rzucone na kartony i podłogę... Czułam się jeszcze gorzej niż po zobaczeniu byłej. Odłożyłam na podłogę chwyconą po drodze do pokoju walizkę, usiadłam na podłodze i powstrzymywałam łzy. Z otwartej szafy wystawała ostatnia sukienka a na biurku ustawiona była ramka ze zdjęciem. Sądziłam, że zabrałam z pokoju wszystkie fotografie, może coś przeoczyłam...
- Leżało na podłodze, więc je ustawiłam na biurku. Musiałaś w pośpiechu o nim zapomnieć.
- Danbi! Wystraszyłaś mnie... - Podniosłam się z podłogi i zaczęłam składać porozwalane wokół mnie ciuchy. - Gdzie Jongin?
- Położył się w pokoju gościnnym. Twój kuzyn jest naprawdę słodki unnie. - Usiadła na łóżku. - Możemy porozmawiać?
- Przecież rozmawiamy.
- Unnie. Proszę Cię. Chce normalnie porozmawiać. Od miesiąca nie odbierasz moich telefonów, nie odpisujesz na smsy... a na internecie nie mogę Cię znaleźć.
- Dobrze wiesz, że nie ma mnie w internecie. Poza tym, chyba nie mamy już o czym rozmawiać, a teraz wybacz, ale mam dużo pakowania przed wyjazdem. Muszę spakować te kartony zanim przyjedzie kurier. Bądź łaskawa dać mi już spokój.
- Jasne, już sobie idę. - Wstała z łóżka i już miała wychodzić, kiedy zatrzymała się w drzwiach. - Joo unnie obiecała, że ten pokój będzie mój, ale za niedługo stąd wyjeżdżam. Na pewno spotkamy się w Seulu. Zaczynam tam pracę od sierpnia.
Wyszła zamykając za sobą drzwi. Po co mi to mówiła, nie chciałam jej tam spotykać. Nie chciałam mieć z nią kontaktu nigdy więcej. Ręce trzęsły mi się tak, ze nie potrafiłam spokojnie poskładać koszulki, miałam ochotę usiąść i się rozpłakać.
Roztrzęsiona jakoś szybciej zaczęłam pracować, kartony zapełniły się w ciągu godziny moimi szpargałami i ubraniami a walizka z ledwością się dopinała. Pełna energii, tej nie do końca pozytywnej, dosunęłam łóżko do ściany, pozamykałam szafki, ogarnęłam pokój z reszty śmieci. W oczekiwaniu na kuriera postanowiłam nie ruszać się z pokoju, byle by przypadkiem nie natknąć się na słodką Nam. Na moje szczęście nie musiałam długo czekać, sympatyczny pan z firmy kurierskiej zjawił się w pół godziny po moim telefonie i zabrał moje kartony na wycieczkę do Seulu. Ogarnęłam pokój wzrokiem po raz ostatni, wszystko było idealne... puste i nienaturalne. Jedynie ta cholerna ramka na biurku. Zdjęcie moje i Danbi sprzed roku. Wtedy się dopiero poznawałyśmy i mama zabrała nas na wspólną sesję. Czułam się tam jak idiotka, ale Dan była w swoim żywiole. Zdjęcie straciło dla mnie magię, ona uśmiechnięta, pełna radości a obok taka szara, zaniepokojona ja. To był moment, gdy ramka wylądowała na ziemi, szybka rozbiła się w drobny mak a ja z uśmiechem na twarzy zamknęłam za sobą drzwi.
~~*~~
Napisałam Jonginowi wiadomość w smsie, że idę pospacerować, póki śpi. Tak właściwie, do pociągu mieliśmy sporo czasu, więc Młody mógł spać, a ja odwiedzić dawne dziury. Tak właściwie chciałam dowiedzieć się jednego – czy Junnie naprawdę wyjechał z Makpo.
Nogi niosły mnie same pod jego dom, naprawdę nie chciałam spotkać pani Choi... I wtedy jak z nieba z bocznej uliczki na deskorolce wyjechał Junseo, starszy brat mojego Bunhonga.
- Junseo! Junseo!
- Kate noona! - Jego uśmiech zawsze szczery i uroczy, jak u brata. - Słyszałem, że Cię już tu nie ma a tu proszę. Jaka niespodzianka, co u Ciebie?
- Przyjechałam tylko spakować resztę rzeczy. Wieczorem wracam do Seulu. A co u Ciebie i Zelo? - Wypuścił mnie z uścisku i jakby posmutniał.
- Junhong z mamą wyprowadzili się z Makpo. Mieszkam teraz tylko z tatą. Ale jeszcze ten rok szkolny potem przeprowadzamy się do nich. Dziwie się, że ten mały idiota nic Ci nie powiedział. Mieszka od tygodnia w Seulu.
Szczęka opadła mi do samej ziemi i musiałam zbierać zęby. Mój Buniek, mój kochany Zelo wyniósł się do Seulu, kto wie może mieszka gdzieś obok mnie i nic nie powiedział? Z Junseo rozmawialiśmy jeszcze długo. Opowiadał mi o tym jak ich mama w pośpiechu i tajemnicy załatwiała mieszkanie, bo jej najmłodszy syn dostał stypendium, o jej ciągłych kontrolach telefonów i skrzynek mailowych względem mojej osoby – przecież jej synowie, nie mogą się ze mną zadawać. Obeszliśmy dookoła park, wypiliśmy mrożoną herbatę i pożegnaliśmy się. Junseo na odchodnym obiecał pisać do mnie częściej, co było dla mnie dziwne, ponieważ nigdy właściwie nie rozmawialiśmy dłużej niż pięć minut, kiedy to czekałam na jego brata. Najwyraźniej Seo był milszy niż się mogła mi wydawać.
Do domu rodziców wróciłam chwilę przed szesnastą. Tym razem drzwi otworzyła mi babcia, która od razu mnie wyściskała i skarciła, za to, że nie powiedziałam nic o przyjeździe, a tym bardziej o przyjeździe Kaia. Oczywiście jak to babcia mówiła to w żartach. Zaprowadziła mnie do kuchni, gdzie mój kuzyn już siedział przy stole czekając na babciny obiad. Jego uśmiech mówił wszystko – szczęśliwy ten, komu babcia Lee gotuje. Przy rodzinnym obiedzie, dużo było śmiechu, dużo rozmów, kilka obietnic i kilka łez. Wieczorem odprowadziła nas na pociąg i kazała czekać na jej odwiedziny w Seulu. Wyściskała nas i pomachała kiedy odjeżdżaliśmy.
Ostateczne pożegnanie z Makpo nie było dla mnie takie trudne jak mogło by się wydawać.
Wręcz przeciwnie – przyniosło mi to sporą ulgę.
~~*~~
Całą niedzielę pomagałam cioci w kuchni. Postawiła sobie za punkt honoru nagotować nam obiadu na co najmniej dwa tygodnie jej wyjazdu. Nie miałam nic przeciwko, łatwiej było wyjąć z zamrażalnika i po prostu odgrzać nic gotować od podstawy.
Ciocia dała mi całą listę – co mogę robić a czego nie, jak pilnować chłopaków, jak składać jej raporty. Obiecałam być grzeczną dziewczynką dbającą o dobro i zdrowie swoich starszych kuzynów.
Wieczorem usiedliśmy wszyscy razem w salonie, rozmawialiśmy, piliśmy herbatę i składaliśmy obietnice. To był ostatni wspólny wieczór. Ciocia śmiała się z Chena, który cały dzień cierpiał na kaca mordercę i z rozradowanego Minseoka. Najwidoczniej impreza u Baekhyuna całkiem się udała. Zazdrościłam im, że gdy oni się bawili ja próbowałam zapomnieć, że spotkałam Danbi.
- Dzieci moje kochane, zanim pójdziecie spać obiecajcie mi jedno, że będę miała gdzie wrócić po szkoleniu. - Spojrzała wymownie na swoich starszych synów. - Bo wiem, że urządzicie tu imprezę, nawet jeśli Kate wam nie pozwoli.
- Ale mamo, jaką imprezę...
- Musiałabym was nie znać. A teraz do łóżek marsz i od jutra słuchacie się Katie. Dobranoc.
Wszyscy po kolei podeszli do niej, przytulili i dostali po buziaku. Ciocia wyjeżdżała nad ranem na lotnisko, więc było oczywiste, że chciała pożegnać się ze swoimi synami. Podeszłam do niej na samym końcu. Przytuliła mnie, dziękując, że jestem. Poczułam się dziwnie niepewnie. Pocałowała mnie jeszcze w czoło i odesłała do pokoju.
Ten weekend był takim zaskoczeniem i taką mieszaniną spotkań i zdarzeń, że czułam się jak bomba zegarowa, która lada chwila wybuchnie. Chwyciłam z łóżka piżamę, weszłam do łazienki zamykając za sobą drzwi i odłożyłam trzymaną bieliznę na szafkę. Prysznic działał zawsze cuda, a gorąca woda jakoś zmywała stres. Wewnętrzna bomba została rozbrojona. Wróciłam do pokoju opadłam na łóżko... i nie zarejestrowałam momentu zaśnięcia.
Poniedziałkowy poranek był cięższy niż zwykle. Chen nie chciał wyjść z łazienki, nie mogłam dobudzić Kaia, Minseok ubrudził swoją ulubioną koszulę wiśniowym sokiem a Junmyeon zniknął zanim w ogóle go zauważyłam. Ręce opadały. Miałam ochotę usiąść na schodach i rozpłakać się w najlepsze. Jedynym pozytywem tego poranka było gotowe śniadanie na stole pozostawione przez Ciocię.
- RÓBCIE CO CHCECIE. JA WYCHODZĘ Z DOMU ZA 10 MINUT I MAM WAS WSZYSTKICH SERDECZNIE DOSYĆ.- Stanęłam w korytarzu i krzyczałam jakby sama do siebie. - JONGIN JEŚLI ZAŚPISZ NA LEKCJE NIE PÓJDZIESZ JUTRO NA TRENING. JONGDAE JEŚLI ZARAZ NIE WYJDZIESZ Z ŁAZIENKI TO CI BAEKHYUN SPRZED FURTKI UCIEKNIE, BO JUŻ CZEKA. MINSEOK PRZEBIERZ SIĘ I DAJ TA BRUDNĄ KOSZULĘ DO PRANIA. JUNMYEON NA UCZELNIĘ!
Nie wiem czy to mój załamany głos, czy te groźby, ale poskutkowało. Kai w ciągu dwóch minut znalazł się gotowy w kuchni, ChenChen opuścił łazienkę, Xiu się przebrał a Suho wszedł do domu z zakupami. CO prawda nie wiem kiedy po nie wyszedł, ale poprawił mi humor truskawkowym mlekiem i batonikiem muesli. Zjedliśmy w piątkę śniadanie i każdy ruszył w swoją stronę. Baozi wyszedł jako pierwszy, cały w skowronkach i z uśmiechem na twarzy, Jongdae wybiegł zaraz za nim by spotkać się z kolegami z klasy. A ja z Suho zmywałam po śniadaniu czekając na Kaia, który nie zdążył jeszcze umyć zębów. Trochę porozmawialiśmy i właściwie okazało się, że nie taki student ekonomii straszny i nudny jak go malują. Czułam, że będę mieć w nim wsparcie jeśli chodzi o ogarnięcie szczególnie najmłodszego kuzyna i nieco starszego trolla.
- Noona, musimy biec bo Sehun zadzwonił, że są już rozpisane pokazy na koniec roku!
- Jongin... musimy biec bo zaczynamy zajęcia za piętnaście minut. - Wywróciłam oczami i odwróciłam się z powrotem do Juna. - Oppa, zbieraj się na zajęcia, pogadamy jeszcze wieczorem, co? Do zobaczenia!
- Uważajcie na siebie.
Uśmiechnęłam się do niego i chwytając Młodego za rękę ruszyliśmy do szkoły.
~~*~~
Nigdy nie sądziłam, że wyjazd Cioci do Chin tak przybliży mnie do Moich dwóch najstarszych kuzynów. Spędzałam z nimi całkiem sporo czasu na rozmowach, zakupach i wzajemnym poznaniu się. Junmyeon okazał się być idealnym opiekunem, potrafił przywołać wszystkich do pionu i zapanować nad nimi gdy wygłupy szły za daleko. Każdego ranka pomagał mi z przygotowaniem śniadania, a gdy miał wolne od zajęć i pracy przygotowywał obiad. Odbierał mnie ze szkoły, pomagał gdy miałam jakieś problemy – nie znałam go z tej strony. Chyba oboje musieliśmy do siebie przywyknąć i zaakceptować siebie jako członków rodziny.
Podobnie zresztą było z Minseokiem, który swoją drogą znikał na całe dnie tłumacząc się studiami, ciężkimi pracami na zaliczenie i artykułem do pracy. Jak już pojawiał się w domu to nos miał wlepiony w ekran telefonu, romansował z kimś namiętnie uśmiechając się przy tym pod nosem. Xiumin był dla mnie ciągle zagadką. Mało o nim wiedziałam i mało czasu z nim spędzałam, nawet jeśli bardzo bym chciała. Może spędzaliśmy czas wspólnie po kolacji – zwykle oglądaliśmy film, albo wyciągaliśmy planszówki – ale właściwie mało z nim rozmawiałam. Co mogłam o nim wiedzieć, że studiuje, że pracuje w zawodzie, że lubi kimchi i niebieski kolor. Był też nie najgorszym graczem w piłkę nożną, o czym przekonałam się gdy w czwartkowe popołudnie wybraliśmy się razem na boisko nad rzeką Han. Ja i Chen kontra Kai i Xiumin. Więcej było śmiechu niż samego grania, ale dzięki temu poznałam się nieco na moich kuzynach. Zresztą – zabawa przede wszystkim.
Piątkowy poranek był chyba najlżejszym podczas pierwszego tygodnia. Wszyscy wstali wcześnie w doskonałych humorach, przy śniadaniu panowała radosna i ożywiona atmosfera, nawet Młody był już obudzony. Junmyeon jechał już na ósmą na zajęcia, więc wyszedł jako pierwszy, chwilę po nim wyszedł Minnie, mówiąc, że musi coś jeszcze załatwić przed wykładami, Chen czekał na przyjaciół, więc nawet ja wyszłam do szkoły wcześniej. Piątek był mało piątkowy. Szkoła tętniła życiem, wszyscy mieli humory jakby za chwilę miała być impreza. W szatni Kai zostawił mnie i poszedł za Oh Sehunem z jego klasy, z którym rozmawiał na temat jakiś warsztatów tanecznych w jego szkole tańca. Po chwili gdzieś w tłumie uczniów mignęła mi Amber przytulająca się do Baekhyuna, Chena i ich wysokiego znajomego – o ile dobrze pamiętam chyba miał na imię Chanyeol. Ruszyłam do klasy jak na ścięcie, ale humor zaraz mi się poprawił, gdy tylko z drugiego końca korytarza zaczęła machać do mnie żywo Saejin.
Ze szkoły wyszłam razem z Kyungsoo, Zitao i Taeminem. Sae szukała Hany, która zaginęła po koreańskim i nie zjawiła się na matematyce. Rozmawiając z chłopakami i czekając na najmłodszego kuzyna skupiłam wzrok na zakochanej parce tulącej się przy bramie szkoły. Trochę im zazdrościłam, byli tacy szczęśliwi, zakochani... znajomi. Wyciągnęłam z kieszonki torby telefon i automatycznie zadzwoniłam do Saejin, nie słuchając już chłopaków.
- Taeyeon... chodź przed szkołę, chyba wiem, gdzie może być Hana.
- CO? Jak to? Biegnę!
Ledwo się rozłączyła za moimi plecami pojawił się Jongin z Sehunem. Przywitałam się z nimi i czekałam na Lee, która zjawiła się na dziedzińcu w błyskawicznym tempie. Rozejrzała się niepewnie i jej wzrok również zatrzymał się na parze przy bramie.
- Zabije ją.
- Spokojnie, Sae, nie mamy pewności... - uśmiechnęłam się pod nosem i podniosłam się ze schodów na których siedziałam. - Chłopaki idziemy przywitać się z Haną.
- Co? - Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni, gdy ruszyłam do bramy.
Z każdym krokiem śmiałam się coraz bardziej, a im bliżej zakochanych byłam tym większa była moja pewność.
- Teraz już wiem Oppa, z kim tak romansujesz. Mogłeś powiedzieć, że ją znam.
- Kate.... ale co ty tu.... - Zaśmiałam się i przybiłam piątkę z Sae.
- Uczę się tu Oppa. W jednej klasie z Haną.
Spojrzeli na siebie i parsknęli śmiechem, zaraźliwym śmiechem. Po wytłumaczeniu się przed sądem w składzie : Ja, Saejin, Taemin, Kyungsoo, Kai, Sehun oraz Tao; związek Minseoka i Hany został zaakceptowany. Całą bandą ruszyliśmy do nas do domu na uczczenie tego wydarzenia sokiem i pizzą.
Po raz kolejny czułam jak to jest przynależeć gdzieś. Mieć swoim znajomych, przyjaciół i mieć z kim spędzać czas, dzielić radość i smutek. Podobało mi się to, czułam, że mogę zaufać tym ludziom, czułam, że są dla mnie ważni i że wprowadzą wiele dobrego do mojego życia.
Z dobrymi ludźmi czas płynie szybko, zdecydowanie za szybko. Gdy do mieszkania wszedł Chen spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę szesnastą. Przez głowę przemknęło mi jedynie ' Zajęcia teatralne'. Przeprosiłam wszystkich i jak w amoku zebrałam się na zajęcia. Te jedne, żeby tylko zobaczyć jak to wygląda. Nie byłam co do tego w ogóle pewna, ale przecież raz się żyje.
Weszłam do sali pięć minut przed rozpoczęciem zajęć i już czułam, że popełniłam błąd.
- Panna Choi, jak miło, zapraszamy, zapraszamy.- Uśmiech profesora nie był przekonujący. - Akurat dzisiaj masz pecha, bo nasz główny aktor musiał iść do pracy, ale jakoś sobie poradzimy. Moi drodzy zaczynamy rozgrzewkę!
To będzie ciekawe spotkanie...
* Pas de chat - dosłownie: koci skok, skok naśladujący delikatny, pełen gracji skok kota. Nogi zgięte w kolanach po kolei wyrzucane są do tyłu (przodu, w bok), korpus jest zgięty, upozowanie rąk może być różne.
SKACOWANY CHEN XDD
OdpowiedzUsuńHana i Minseok to moje OTP...
i racja, kiedy ma się dobrych ludzi przy sobie to czas płynie za szybko... lepiej jakby zwalniał w takich momentach <33
hahaha tak. Hana i Minseok to też moje OTP.. ciekawe dlaczego :V ♥
OdpowiedzUsuńkhgkjhdsfjhksjghd pewnie wkurza Cię to nasze marudzenie o notke. ale chalo. one są raz w miesiącu ;; musisz nam to wybaczyć
no. to teraz czekam na tą dziką imprezę i dalsze podboje miłosne
loff ♥
romansujący Minseok jest taki uroczy =^_^=
OdpowiedzUsuńczekam na kolejną notkę z niecierpliwością <3
hejo /macha/, nominowałam Twojego bloga do Liebster Award, więcej info tutaj: http://xiuhanland.blogspot.com/2015/05/liebster-award.html#more
OdpowiedzUsuńDziękuję ♡
UsuńOdpale kompa rano to odpowiem :3
Hihihi, jak zwykle czekam na następną <3
OdpowiedzUsuńTy wiesz, że ja kocham twoje notki ; )